Witam. Dzisiaj pomęczę was kolejną dawką przemyśleń. Mam nadzieję, że nikt nie ma mi tego za złe ;) Ogólnie inspiracją dla tego posta znowu były wydarzenia z ostatnich kilku dni. Jak się tego zbiera... Prócz przemyśleń jednak będzie też mała relacja z Microsoft Expert Summit, w którym miałem szansę (dużo powiedziane, ale o tym później) uczestniczyć. Żeby nie przedłużać wstępem, to od razu przejdę do rzeczy.
[parpad][b]Kilka słów wstępu.[/b][/parpad]
Jako że ja tu jestem raczej najmniej znany, to chyba powinienem się przywitać. Więc... W wielu kręgach nazywają mnie "Eltharis" (m.in. BSBNetwork, czy kilka innych miejsc). Student informatyki drugiego roku, osoba dość zafascynowana programowaniem z dość pozytywnym spojrzeniem na świat. Czasami niekulturalny, ale zazwyczaj miły człowiek, a przynajmniej mam taką nadzieję. Człowiek z uporem maniaka, który czasami nie wie, kiedy powiedzieć "dość".
Początek roku szkolnego. Mimo posiadania przywileju wolnego września co rano zmierzam razem z innymi nieszczęśnikami do szkoły. Miło jest pobyć jeszcze trochę w znajomych murach i choć muszę wstawać o 7, rekompensuje to fakt, że akurat nie siedzę na lekcjach.
Co roku od paru lat w moim liceum odbywa się w pierwszych tygodniach września kiermasz podręczników i książek do matury. Uczniowie mogą niestety uczestniczyć w tym tylko na przerwach, więc najlepiej radzą sobie byli trzecioklasiści, którzy od rana zajmują najlepsze, najbardziej widoczne miejsca.
Z powodu zmienionej podstawy programowej schodzą głównie podręczniki trzeciej klasy, choć czasem ktoś zainteresuje się repetytoriami i ćwiczeniami do matury, czy rozwiązaniami do sprawdzianów. W ciągu 2 dni zarobiłam ok 150 zł, ale też poczyniłam kilka wartościowych spostrzeżeń.
- Często wokół takich kiermaszów kręcą się właściciele komisów z podręcznikami. Można poznać ich po tym, że najczęściej bardzo się spieszą, łapią czasem co popadnie, byle tylko w miarę aktualne no i... uważajcie, jeśli są głusi na targowanie. Jedna kobieta za każdą z książek, niezależnie od jej wielkości i stanu dawała tylko po 10 zł. W przypadku wielkich, grubych i zadbanych książek była to niemal obraźliwa oferta. Książkę wartą 30 zł, koleżanka dała za 12. A ból w głosie kobiety, gdy musiała dokładać te 2 złote... no śmiać mi się chciało.
- Musisz dobrze znać swoje książki, żeby wiedzieć jak je zachwalać. Problem pojawił się gdy dostałam paczki książek do sprzedania od znajomych, którzy nie mogli sami sprzedawać. Musiałam poczytać je trochę by wiedzieć co w ogóle oferuję. Wiele z moich książek jest nie zniszczonych lub są mało używane i moim zdaniem powinny przyciągać uwagę maturzystów rozglądających się za repetytoriami do różnych przedmiotów, ale coś czuję, że takie rzeczy chyba każdy woli kupić sam, gdzieś w necie. (I z tego powodu jak coś nie zejdzie to pewnie sprzedam w internecie. ;D )
- Mimo już wcześniejszego stykania się z organizacją różnych kiermaszów, czy w ogóle prywatnym sprzedawaniem czegoś, tym razem odczuwam dziwnie silną przyjemność ze sprzedawania swoich rzeczy. Dopóki nie przysłoni tego zmęczenie pracą (w przyszłości) to zarabianie w jakikolwiek sposób będzie wywoływać całkiem miłą euforię. Co z tego, że to tylko książki... zarabiam!
Co mi nie pójdzie, to wystawię na Tablica.pl. Jeśli ktoś z Was będzie zainteresowany, a chce rabat 20% to zapraszam do zgłaszania chęci kupna w komentarzach pod wpisem. Jak w sobotę wrzucę wszystkie pozostałe książki do internetu to podam tu link.
Tak się zastanawiam co jeszcze mogłabym sprzedać. I nie mówię o aktualnym kiermaszu, ale w ogóle - ile mam niepotrzebnych rzeczy, które mogłabym komuś zaoferować... coś czuję, że sporo ofert powrzucam do internetu. Kiedyś udało mi się sprzedać tam rolki. Innym razem Samsunga Avilę. Myślę czy wystawić swojego Samsunga Monte choćby za 60-90 zł (kupiłam za 300), ale choć jest w pełni sprawny to niewielu osobom nie przeszkadzała by dość solidnie porysowana obudowa. [Telefon zaliczył wszystkie możliwe rodzaje upadków, rozpadu na części, mimo to aparat działa, a ekran nie ma nawet rysy. ^_^ Może ktoś jest zainteresowany?]
Jutro trzeci dzień handlu, jeśli znajdę jeszcze trochę chęci to może w piątek postoję.
Pozdrawiam, Perspektywa handlowa
Pomyślałam, że poszukam natchnienia we wszystkim co mnie otacza i chcę pokazać Wam 3 rzeczy, które jak sądzę sprowokują też opisanie czegoś ciekawego. Zobaczmy...
Mama zaciągnęła mnie dziś do OBI, a ja zaciągnęłam ją na dział ogrodniczy i dzięki temu cieszę się teraz śliczną echeveria miranda, zwaną dalej eszewercią. ^_^
To niestety już trzecia w moim życiu, poprzednie ginęły po kilku miesiącach, więc tym razem od razu po powrocie siadłam do studiowania optymalnych warunków jej życia, no bo sukulenty to w końcu rośliny wieloletnie, więc niech mi trochę posłuży!
Lubię sukulenty (choć raczej konkretnie echeverie, bo kaktusy mnie nie ciekawią) bo wymagają mało pielęgnacji, a ich lśniące grube liście i łodygi cieszą oczy, choć to oczywiście kwestia gustu.
Eszewercia w lecie wymaga podlewania raz na tydzień/dwa, a w zimie raz na miesiąc bądź wcale (dobra roślina gdy się często wyjeżdża ^w^), przesadzania raz w roku na wiosnę i lekkiego nawożenia od marca do lipca. Umieścić można ją w specjalnej ziemi dla sukulentów bądź w zwykłej przemieszanej z piaskiem. Lubi miejsca nasłonecznione, choć nie koniecznie parapet na którym słońce pali bezpośrednio przez szybę, w zimie należy przenieść ją głębiej do mieszkania, chłód bywa zabójczy.
Poprzednie egzemplarze ginęły chyba z przelania, bo podlewałam je regularnie co tydzień, a liście pewnie były już pełne, bo to one zaczęły gnić. Nie jest to przyjemne, dolne liście zamieniają się wtedy w taką... pożółkłą galaretkę.
Są różne odmiany tego gatunku różniące się wyglądem. Moja jest cała soczyście zielona z liśćmi ostro zakończonymi kolcami, ale inne mogą mieć kolce i brzegi liścia czerwone a nie zielone, mogą mieć liście bez kolców rozszerzające się na końcach. Niektóre wyglądają jak wiecznie zakurzone, a to tylko warstwą ochronna. Nie lubię tych ostatnich bo matową warstwa ukrywa żywą zieleń liści. Inne jeszcze całkiem różnią się kolorem i potrafią być bordowe lub ciemno zielone w kropki. Można czasem spotkać czerwone, niebieskie, różowe ale to po prostu sklepy lubią w ten sposób przyciągać klientów spray'ując je. Nie stwierdziłam jeszcze czy jest to szkodliwe dla samej rośliny. Może ktoś wie?
Oto breloczek. Zobaczyłam kiedyś taki u koleżanki i mi się spodobał toteż obiecała mi taki sam załatwić i mam. Na odwrocie jest jeszcze werset z Ewangelii Mateusza, rozdział 10, wers 33: "Kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem" oraz link - www.mt1033.pl. Breloczek fajny to go trzymam, ale dopiero nieco później zaczęłam się zastanawiać że słowa na nim mają coś dla mnie znaczyć.
Kiedyś pewnie pomyślałabym, że "nie wstydzić się" oznacza rozpowiadać wszystkim dookoła jakiej jestem wiary. Na szczęście nie, ale wbrew pozorom w życiu nie ma chyba tak wiele okazji do okazywania swoich przekonań religijnych. No właśnie, nie ma, a ja i tak się boję czy, kiedy już padnie jakieś pytanie, przyznam się do swojej wiary. Pół biedy, że czasem "wierzę w Boga" nawet w katolickiej Polsce nie łatwo przechodzi przez gardło, ale ja od jakiegoś czasu nie uznaję się za tradycyjną katoliczkę, toteż wyjaśnianie moich przekonań było by dla mnie stresujące z powodu grożącej nie akceptacji rozmówcy. No muszę się tego pozbyć...
Ta drewniana figurka robi za pamiątkę z Egiptu, choć nie wygląda żeby miała z nim coś wspólnego. Kupiłam ją w Sharm-el-Sheikh w markecie z pamiątkami, przeważnie chińskimi. Tam na prawdę można było kupić wszystko.
Mężczyzna i kobieta spleceni w uścisku tworzą jakby stojącą ósemkę nieskończoności. Nie można powiedzieć kto kogo tu trzyma, kto kogo podpiera. Podoba mi się to bo nie wyróżnia żadnej z płci, a pokazuje jak idealne się uzupełniają i wzajemnie wspierają.
Egzemplarz posiada pęknięcie. Nieszczęśliwie spotkał się z podłogą i dziewczyna pękła w talii. Na szczęście nie widać zbytnio. Lubię tego typu rzeźby, pokazujące coś między miłością a pożądaniem i jeszcze tak estetycznie wykonane. Niby figurka ma być uniwersalna, ale i tak ta chuda, wysoka postać będzie mi się zawsze kojarzyć z moim obecnym ukochanym.
A tutaj testowałam opcje aparatu nowego telefonu. I oto wynik jak funkcja zamieniania zdjęcia w obrazek ukazuje moje biurko. *w*
Zobaczę jak takie zdjęcie będzie wyglądać w dzień
Mam nadzieję, że nie zanudziłam. Pozdrawiam,
Perspektywa szukająca
Szukałam natchnienia. Nieciekawym wydało mi się recenzowanie filmików z internetu, niemniej jednak to filmik pokazał mi ważny temat.
Marzenia. Są ważnym elementem naszego życia, każdy z nas ma pragnienia, odległe do zrealizowania, napędzające aktualne działania w określonym kierunku. Najważniejszą różnicą między marzeniami jest to, ile jesteśmy w stanie dla nich poświęcić.
Zainspirowała mnie animacja Kiwi! , w której mały ptak ma wielkie marzenie - latać. Tak bardzo mu zależało na jego spełnieniu, że poświęcił realizacji wiele czasu,wysiłku, a prawdopodobnie i życie.
Sama animacja jest raczej smutna, szczególnie gdy połączy się ją z odpowiednią muzyką.
Niektórzy uważają, że marzenia są dobre tylko wtedy gdy nimi pozostają, że istnieją tylko po to by pozostać nierealne, ale czyż posiadanie samych niezrealizowanych pragnień nie spowodowało by zniechęcenia do powstawania nowych? Uważam, że zrealizowanie co jakiś czas jednego wybranego celu zaliczanego do kręgu marzeń bardzo pozytywnie wpływa na naszą psychikę, bo pozwala nam marzyć dalej, daje do tego siłę.
Owszem, są marzenia całkiem nierealne, gdy sobie ktoś myśli "a fajnie było by..." np. - gdyby ludzie mogli czytać w myślach. Niekoniecznie ta myśl spowoduje, że ten ktoś siądzie do konstruowania maszyny odczytującej myśli, lecz zapewne posiedzi chwilę w marzeniach wyobrażając sobie co by wtedy się działo. Często same te wyobrażenia sprawiają nam przyjemność.
Są tacy, którzy gonią za marzeniami jeśli te, choć odległe, są trochę realne i poświęcają całe życie na realizację (np. pragnienie wejścia na Mt Everest czy zdobycia bieguna), lub tacy, co wolą pozostać w rutynie, nie angażować się zbytnio, tylko normalnie żyć. Chyba mało kto jest tak zdeterminowany jak nasz Kiwi.
Jakie marzenia może mieć młody człowiek? Jeśli twardo stąpa po ziemi, marzeniem może być nawet chęć zdobycia dobrze płatnej pracy w lubianym zawodzie. Jeśli ma ambicje, może marzyć o nieustannym samorozwoju, doskonaleniu się i podnoszeniu kompetencji, które będzie sprawdzał poprzez ustanowione cele życiowe, np zostanie dyrektorem firmy w której aktualnie pracuje na podrzędnym stanowisku. Jeśli jest to ktoś, dla kogo życie to przygoda, jego marzeniem może być wybranie się do egzotycznego kraju za kilka lat. I pewnie będzie przez te lata ciężko pracował by przybliżyć się do swojego marzenia.
Nie powiem czy lepiej jest mieć pragnienia realne czy nie realne - wszystko zależy od charakteru człowieka i jego potrzeb. Ja mam chyba większość nierealnych (np. sprawdzenie czy istnieje miłość od pierwszego wejrzenia), a te które wkraczają w strefę "wykonywalności", wstyd się przyznać, ale chyba pokona lenistwo.
Są też marzenia, trudne do sklasyfikowania w swojej realności,kiedy np dotyczą innych ludzi. Np. chciałbyś aby ktoś się zmienił/coś zrobił/zauważył cię, itd. Nie zawsze mamy możliwość wpłynięcia na drugą osobę więc pragnienia uzależnione od woli innych chyba najbardziej wyczerpują psychikę. Z doświadczenia mówię.
Słowo: "marzenia". Wywołane skojarzenia: przyszłość, tęcza, bańka mydlana. Moim aktualnym pragnieniem jest znalezienie fajnego zakończenia dla tego tekstu.
Więcej macie marzeń realnych czy nie do spełnienia? Ile już w życiu udało wam się spełnić? Czy znacie ludzi z fajnymi marzeniami, którzy nie boją się nimi dzielić z innymi?
Ja mam jedno myślę, że ciekawe. Obiecałam kiedyś przyjaciółce, że w 2020 roku odwiedzimy razem dowolny wybrany przez nią kraj. I naprawdę chcę tego dokonać. Nic nie szkodzi, że jest jeszcze dużo czasu - na realizację tak ważnego i poważnego marzenia trzeba długo pracować, więc chyba czas już zacząć. Co będę musiała ku temu poświęcić? Jeszcze nie wiem, ale pewnie sporo. Dobranoc!
Pozdrawiam,
Perspektywa rozmarzona
P.S. Dla zasmuconych mam na pocieszenie myśl,
że Kiwi spełnił swoje marzenie i nie zginął
- Zobaczcie sami: [1] / [2]