« Katekyō Hitman Reborn! - recenzja | Nelson Mandela - wielki bohater czy terrorysta? » |
Rodzinne święta B.N. czyli stres, wielkie porządki i przejedzenie
Zbliżają się wyczekiwane przez cały grudzień święta Bożego Narodzenia. Ten wspaniały czas, kiedy można spotkać się z dawno niewidzianą rodziną, łamać się opłatkiem, wymienić się prezentami, pośpiewać kolędy, a w niektórych domach to nawet poczytać fragmenty z Biblii. To taki czas, kiedy zapominamy o wszystkich problemach, łączymy się z rodziną w tej świątecznej atmosferze i ... dobra, nie umiem dalej zmyślać.
Chyba każdy zauważył, że w Polsce najczęściej świąt nie organizuje się z potrzeby serca, z chęci spotkania rodziny czy w celu obchodzenia narodzin Jezusa, ale z poczucia obowiązku i pod presją Tradycji przez duże te.
Przygotowania
Przygotowania do świąt zaczynają się najczęściej koło 20-go, choć co przezorniejsi wcześniej kupują prezenty. No i też niby każdy chce uniknąć "świątecznego urwania głowy" w sklepach itd, ale chyba w bardzo niewielu domach przygotowania kończą się bezstresowo i na czas.
Bo prezenty trzeba pokupować, dom wysprzątać, jedzenie przygotować i jeśli jest na to dużo czasu... to zawsze wszystko będzie na ostatnią chwilę. T_T
Pomyślmy, w założeniu, święta te miały być chyba motywowane radością ludzi, że się Jezus urodził którzy się z tej okazji się spotykają i razem cieszą. W praktyce, tyle siły zużywamy na przygotowania i martwienie się czy wszystko będzie idealnie, że nie starcza już sił, żeby się potem z tego cieszyć.
Rozumiem, że dobrze jest mieć schludny dom i coś do jedzenia jak się przyjmuje gości, ale czy Jezusa obchodzi, że ty masz czysty dywan i wszystkie 12 potraw na stole? A jeśli jesteś osobą, która niespecjalnie przejmuje się religijną otoczką to powiem - po prostu oszczędź sobie nerwów.
Rodzina
Wigilijny wieczór powinien być okazją do zacieśniania rodzinnych więzów, bo z takiej okazji nawet najdalsza rodzina, jeśli zaproszona, zdecyduje się przyjechać. Można wtedy poopowiadać co się komu w minionym roku działo, powspominać stare czasy albo potęsknić za tymi bliskimi, którzy już nie zasiądą z nami do stołu.
W praktyce nieodłącznymi tematami wigilijnej kolacji są polityka, pieniądze, narzekanie na życie w Polsce, a jeśli już uda się przejść na tematy religii i wiary, to wszystko zatrzyma się na narzekaniu na pedofilię w kościele, ewentualnie pochwalaniu działań nowego papieża.
Pół biedy, jeśli tematy rozmów są nie świąteczne/nie religijne, ale jest spokój i tylko wymiana poglądów. Wydaje mi się jednak, że tematy polityczno-pieniężne często potrafią uczynić z członków rodziny śmiertelnych wrogów, wiadomo - "skoro ja głosuję na XXX, to oni też muszą!"
Może i u mnie nie doszło nigdy do rozłamu w rodzinie z takiego powodu, ale zażarte dyskusje bywały. Hmm, czy i u Was na wigilijnym spotkaniu pojawia się najwięcej pomysłów na naprawę gospodarki/finansów/kościoła/służby zdrowia w naszym kraju?
Jedzenie
12 potraw... w sumie to nie wiem nawet co zawiera ten cały zestaw. Spróbuję wymienić: karp, ryba po grecku, barszcz z uszkami, bigos, kutia, pierogi z kapustą i grzybami, nie wiem czy ciasta się liczą jako potrawa... i więcej nie pamiętam.
Wikipedia mówi jeszcze, że: "W zależności od regionu i tradycji rodzinnych zestaw wigilijnych potraw jest różny, ale zwyczajowo na wigilijnym stole powinny znaleźć się wszystkie płody ziemi (...). Zgodnie z polskim zwyczajem potrawy wigilijne powinny być postne, czyli bezmięsne i bez użycia tłuszczów zwierzęcych. Post wigilijny jest zwyczajem przedchrześcijańskim, dość powszechnie przestrzeganym, mimo że obecnie nie jest nakazany w żadnym z wyznań chrześcijańskich. Biskupi łacińscy zachęcają do zachowania tego zwyczaju "ze względu na wyjątkowy charakter tego dnia w Polsce" ".
Uczę się teraz języka hiszpańskiego i na lekcji opowiadającej o zwyczajach świątecznych dowiedziałam się, że w Hiszpanii właściwie większość menu to prosiaczki, jagnięcina, drób i ciasta. Także Drogi Czytelniku, jeśli kogokolwiek obrazisz obecnością mięsiwa na stole, to przede wszystkim Tradycję (ew. rodzina będzie zniesmaczona), na pewno nie Boga i Kościół.
Dlatego właśnie, kiedy nadejdą czasy, że sama będę przygotowywać swoje wigilijne menu, to zrobię tylko to lubią stołownicy, a nie wszystko co tylko każe Tradycja.
Tak bardzo po polsku - ponarzekam jeszcze. Bardzo denerwująca jest presja "no zjedz jeszcze bigosiku, bo babcia Kasia będzie niepocieszona./No zobacz jakie dobre makiełki zrobił wujek Marcin." I Ty, biedny człowieku jesz, pod presją wyrzutów sumienia, a umierając na następny dzień przysięgasz sobie, że za rok się nie dasz namówić.
Jezus, religia i łamanie opłatka
Dochodzimy do tematu delikatnego, bo też i zawierającego w sobie najwięcej hipokryzji.
Święta Bożego Narodzenia miały pierwotnie przypominać ludziom o tym, że kiedyś się urodził taki tam Zbawiciel, że powinniśmy o nim pamiętać i się cieszyć z tego, że był na świecie, a potem zrobił to co zrobił. Mam wrażenie, że rodzinna kłótnia przy stole, ustawienie w domu szopki z figurkami czy wizyta na pasterce w celu pośpiewania kolęd to troszku za mało lub "nie na temat". A w każdym razie, powinny to być dodatki, a nie główny motyw świętowania.
Nie chcę przez to powiedzieć, że wiem co należy robić zamiast tego. Sama wciąż się zastanawiam. Może poczytać Biblię i się rodzinnie zastanowić nad fragmentami (i to nie o stajence i ucieczce przed Herodem, ale o działalności dorosłego Jezusa, bo tak naprawdę tylko ten nas powinien interesować), przy czym najlepiej gdyby te rozważania jakoś przełożyły się na zmianę naszego życia, podejścia do ludzi, czy do samego Boga (bo niestety mam wrażenie, że dla przeważającej większości Polaków Bóg kojarzy się przede wszystkim z niedzielną wizytą na Mszy, a w dni robocze Bóg "nie istnieje"), możemy też nie myśleć o Jezusie/Bogu bezpośrednio, ale o ludziach. O tym, jak być człowiekiem, który nie chce opluć lustra kiedy rano w nie patrzy. Jeden z wersów ojczenasza mówi "przebacz nam nasze grzechy, jako i my przebaczamy naszym winowajcom" no to może, skoro już organizujemy rodzinne spotkanie to zbierzmy się na odwagę i porozmawiajmy z tymi, co do których mamy jakiś żal czy pielęgnowane dotychczas urazy i spróbujmy... się pojednać? No porozmawiać, rozwiązać problemy itd. Jeśli się uda, ulga gwarantowana, jeśli twój rozmówca nie da dość do porozumienia - przynajmniej próbowałeś.
No a opłatek jest całkiem fajny, nie? Obrazki fajne ma i nawet smaczny. ;D A na serio, chyba nie tylko dla mnie wymyślanie świątecznych życzeń dla osób które widzi się raz w roku to katorga. Jeszcze rodzicom czy komuś, kogo dobrze znasz, to dobierzesz coś ładnego, ale niestety nie raz zdarzyło mi się, że się rodzina śmiała. Dobrotliwie, ale jednak śmiała z moich nieporadnych wypocin.
Jeśli sytuacja pozwoli, sama nie zamierzam już składać życzeń świątecznych, a na pewno nie wymuszonych. Gdy będę organizować święta już nie z rodzicami ale ze swoją własną rodziną to chciałabym się umówić - weź powiedz po prostu coś miłego, albo coś co masz ochotę mi powiedzieć, albo przytul i już. Bez presji i stresu.
Prezenty
Niezależnie czy powinny wchodzić w harmonogram obchodów Bożego Narodzenia (patrz wywody z poprzedniego rozdziału) są z pewnością najprzyjemniejszym elementem. Myślę, że nawet jeśli na koniec się okaże, że dostaliśmy 5 par skarpet i 2 zestawy dezodorantów lub wydziergany przez babcię sweterek, to samo oczekiwanie na moment rozdania jest całkiem przyjemny. ^_^
No wybieranie i kupowanie są już troszkę mniej fajne, przynajmniej gdy nie mamy żadnego pomysłu albo wskazówki, choć chyba dziś już ludzie wolą powiedzieć wprost co chcą, by prezenty-niespodzianki nie przynosiły rozczarowania.
Dziś usłyszałam całkiem fajną koncepcję - ktoś w swojej rodzinie ma taki zwyczaj, że obowiązkowo wszystkie prezenty są ręcznie robione przez każdego członka rodziny, a pod choinką pojawiają się zapakowane i niepodpisane. Każdy losuje sobie drobiazg, a jeśli mu się nie spodoba może oddać innej osobie, przy czym nic innego wtedy nie dostanie. Może i dla dzieci, które zostały przyzwyczajone do tego, że zawsze coś dostają nie jest to najlepsze rozwiązane, ale jednocześnie jeśli przyzwyczaimy takie od małego... no i nikt wtedy nie czuje się poszkodowany, że wydał dużo pieniędzy, a sam dostał koszulę kupioną z braku pomysłu. Takie prezenty choć odrobinę by cieszyły, a podkreślały to, że są symboliczne, że nie są treścią tych całych świąt.
Uff, to chyba wszystko, jeśli zapomniałam o jakimś temacie to proszę, podsuńcie mi go w komentarzach. Jestem ciekawa, czy może jednak w jakimś temacie dokonałam pochopnej oceny i jeśli np u Was wigilijna kolacja nie jest polem rodzinnych sporów, a sprzątanie to nie kwestia życia i śmierci - zachęcam, opowiedzcie o tym pod wpisem.
Pozdrawiam,
Perspektywa bożonarodzeniowa
3 komentarzy

Wiesz, ja to miewałem złe sytuacje na świętach, ale głównie właśnie z poglądów religijnych. Raz pamiętam, jak był po mnie ogromny pojazd, bo oczywiście rodzinka taka chrześcijańska. Jak zacząłem wypominać czarne wieki, gdzie o mało nie była prawosławna, to mordy się pozamykały, ale sam polazłem już z tego “świątecznego” miejsca. Ludzie stają się po prostu jeszcze bardziej świętojebliwi, udają wiernych, bo “tak trzeba". Ja akurat nigdy nie udawałem, przez co dostawałem chamskie teksty (wierny jestem tylko względem Boga, nie kościoła). Podobnie zresztą miewała moja kuzynka, która jest buddystką, ale z grzeczności obchodzi z nami Wigilię i Boże Narodzenie. Babunia musiała raz przy stole wyjechać, że buddyzm to sekta, a wtedy był podział na dwa obozy. Koniec końców babunia musiała uznać, że buddyzm to równoprawna religia, która jest tak samo “sektą” jak chrześcijaństwo. Tak samo niby ubieranie choinki powinno być rodzinnie robione - niestety coraz rzadziej. Wódka na stole to normalka w święta. Bardziej to już jest okazja na popijawę, niż na świętowanie, a przez alkohol później właśnie takie “mądre” teksty. Zresztą, 52 Dębiec - Kryszmas Alkoholis bardzo dobrze to odzwierciedla :D
Pozdrawiam

Żeby było zabawniej u mnie przy wigilijnym stole jakoś nigdy nie mówi się o takich rzeczach jak polityka, czy poglądy religijne. Na ogół po prostu się sprzeczamy, tak dla zabawy rzecz jasna, rozmawiamy też o tym, co u kogoś się stało. I przyznaję szczerze, że dla nas jednak Wigilia to jest ten czas spotkania z rodziną. Może nie daleką, ale to jedna z tych okazji, na które mój brat przyjeżdża ze swoją dziewczyną i córką. A dzieciaka naprawdę miło zobaczyć.~ Wygadane to, to i radosne. Choć przyznaję - na dłuższą metę bywa aż nazbyt hałaśliwa dla kogoś nieprzyzwyczajonego. xD
Co do prezentów - dla większości osób są jednak dosyć znaczącym aspektem. W końcu, kto nie lubi ich dostawać? To miłe.~ Sądzę jednak, że ich trafność jest ważniejsza niż cena. Na przykład - dziewczyna brata wybierała za niego prezent dla mnie. Ot, kilka rodzai soli do kąpieli i świeczka zapachowa do tego jakaś czekolada i cukierki. I naprawdę bardzo cieszyłam się z prezentu, bo to rzeczy, które uwielbiam. Co prawda nie jest to poduszka z ukochaną postacią z anime, ale też daje szczęście i radość. : D
Ciii, że komentarz po świętach i w ogóle. I tak mnie kochasz.~

Podobało mi się, ciekawie to opisałaś. Prawdziwe to, Olu :)