« Oko w oko z firmą | Powiew codzienności » |
Powrót do życia
[center][/center]
Cześć wszystkim, część świecie zewnętrzny, cześć mój kochany komputerku, cześć niechciany telefonie, ale o tym za chwilę. [b]: D[/b]
[center][b]Miłe złego początki...[/b][/center]
Tak się złożyło, że jakieś 3 tygodnie temu zaczynał się miły wolny tydzień międzysemestralny, tym milszy, że planowałam go spędzić z Eltharisem, a rodzice znikali na narty za granicę. Już kilka razy tak zostawałam sama, gdy rodzice byli gdzieś dalej więc nie był to problem, szczególnie jak obok jest ktoś, kto umie gotować. ^_^
Niestety... zaczęły mnie nawiedzać bóle w klatce piersiowej (starzy znajomi, już od pół roku), ale gdy doszły do tego problemy żołądkowe zaczęłam latać po lekarzach (tu podziękowania za pomoc należą się dziadkowi) i stwierdzono u mnie żółtaczkę (mechaniczną, chyba najmniej szkodliwą) i przez SOR dostałam się do szpitala.
[center][b]Polska to nie jest kraj dla chorych ludzi...[/b][/center]
Powtarzałam to sobie wielokrotnie w czasie dwutygodniowego pobytu w SPSK nr 4, choć na dobrą sprawę nie było tak strasznie jak, podobno, kilkanaście lat temu. Był zapewniony papier toaletowy i nawet wybór z dwóch dań podczas posiłku. XD Ale do rzeczy... orzeczono konieczność wycięcia woreczka żółciowego. Czas przed operacją dłużył mi się niemiłosiernie - nic nie wiedziałam, lekarze rzadko mówili coś godnego uwagi, a po normalnym życiu gdzie coś nieustanie absorbuje naszą uwagę musiałam nauczyć się cierpliwości i może nawet wyciszenia...
Operacja przyszła, ale nie taka jakiej się spodziewałam. Mniej inwazyjna wersja laparoskopowa pozwala na wyjście do domu już po trzech dniach, a ja zostałam "zaproszona" na zabieg z tradycyjnym cięciem, po którym trzeba leżeć tydzień zanim w ogóle pomyślą o oglądaniu człowieka, czy w środku wszystko w porządku.
[center][b]Towarzyszki [size=10][i]nie[/i][/size] do samego końca[/b][/center]
Czuję się zobowiązana wspomnieć o pani Grażynie. Byłyśmy przyjęte w tym samym dniu, (z różnicą tylko kilku godzin), na tę samą salę, z tym samym problemem i tymi samymi poprzedzającymi dolegliwościami. Tak samo leczone z żółtaczki razem głodowałyśmy (ta, teraz mogę się chwalić, że wytrzymałam kiedyś tydzień bez jedzenia), a potem razem wracałyśmy do zdrowia i jedzenia... niestety być może z powodu błędu lekarskiego przy badaniu kontrolnym (tydzień po operacji) u pani Grażyny nie wszystko się wyszło tak jak powinno i choć nie oznaczało to, że u niej też nie jest wszystko ok, to zdecydowali się ją przetrzymać i powtórzyć badanie za kilka dni. W tym momencie jeszcze leży w szpitalu i cierpliwie czeka na jutszejrze, poniedziałkowe badanie... Muszę przyznać, że aż mi było szkoda wychodzić przed nią.
[center][b]I w domciu...[/b][/center]
Teraz siedzę w domu razem z tygodniowym zwolnieniem. Biurko i komputer pokryły się kurzem, odzwyczaiłam się od własnej myszy (przez 2 tyg miałam do czynienia tylko z dotykowością)... ale jakoś nie ciągnęło mnie do powrotu do wszystkich "niezbędnych" miejsc, jak Fb, internetowe gry czy nawet ten blog. Wyjątkiem jest forum SLZ, któremu - jako założycielka, powinnam poświęcać czas i uwagę. Postaram się, na tyle na ile pozwoli mi nauka do poprawek i zaległości.
[center][b]Zmniejszone możliwości[/b][/center]
...choć w tej chwili mam ochotę po prostu pójść spać. XD Szpitalne życie mocno przesuwa zegar biologiczny - o 6:00 pobudka na mierzenie temperatury, potem niby godzina spokoju do śniadania, ale ludzie już się krzątają i nie mogłam spać. A senność brała różnie, zwykle już po 20:00 można było iść spać (co zwykle czyniły sąsiadki z pokoju), ale czasem udało mi się wytrzymać do 23, szczególnie jeśli leciał jakiś dobry film.
Teraz... chodzę wolniej, mam zakwasy w nogach po wejściu na czwarte piętro, nie mogę się do końca wyprostować (nie do końca wiem dlaczego) choć nic mnie nie boli... Cały czas czuję się trochę spowolniona, ale to nawet lepiej. ^_^
[center][b]Plany na najbliższą przyszłość ...a, i zapowiedziany telefon[/b][/center]
Popraweczki dwie, mnóstwo materiału, już nawet zaczyna mi się mieszać - co jest z którego przedmiotu. XD Poza tym tydzień zaległości, ale nie wydają się bardzo przerażające (no może za wyjątkiem nienapisanych jeszcze algorytmów), a mam dobrego nauczyciela więc się nie boję. ^_^
Telefon mi ostatnio szwankował (Galaxy Trend), lagował, cofał uprawnienia dla programów i przywracał je po każdym włączeniu ekranu... doszło do tego, że kiedyś nie odebrałam telefonu bo telefon nie ogarnął i ekran nie chciał się włączyć, nawet muzyczka nie grała, tylko... widać było urywane wibracje w agonii urządzenia... a ja z Eltharisem pokładaliśmy się ze śmiechu jak to wyglądało. XD Przymierzałam się więc do resetu...
Jeszcze jak byłam w szpitalu tata powiedział, że mogę sobie wybrać nowy telefon bo przymierza się do podpisania nowej umowy. Było to bardzo niespodziewane ale miłe. Przejrzałam podaną listę, z pomocą osób trzecich wybrałam i przekazałam tacie co ma wziąć. W salonie okazało się że wzięcie wybranego przeze mnie Galaxy S4 jest niemożliwe, bo im wyszły z magazynu T_T i sprzedawczyni przekonała tatę do wzięcia Huawei Ascend P7 który to miał mieć podobne osiągi (nie było go nawet na liście, którą dostałam tydzień wcześniej...). Ręce już powiedziały mi, że to nie model dla mnie - 5 cali to już za dużo, dla wygody użytkowania. Do tego biały interfejs i to tak różny od serwowanego od Samsunga, że niezależnie od możliwości tego telefonu zdecydowałam się go sprzedać. Daleko nie trzeba było szukać. [b]: D[/b]
Po ustaleniu warunków zamieniłam się z Eltharisem i teraz obok Trenda posiadam Xperię P - oba 4 cale, lecz Xp jest smuklejsza, a więc lepiej leży w małej dłoni. Jeden i drugi jest po resecie fabrycznym (Trendowi nawet wymieniłam cały soft) i na dobry start zamierzam nie instalować żadnych gier i programów z których praktycznie nie korzystałam, a tylko sentyment czy postęp gry nie pozwalał mi ich odinstalować.
Głodna jestem... czas kończyć! Obiecuję że następne wpisy będą dużo krótsze. ;-)
[size=15]Pozdrawiam, [b]Perspektywa zdrowiejąca[/b][/size]